czwartek, 29 sierpnia 2013

Był sobie arbuz ...

Dzisiaj babcia przyniosła arbuza. Wyjątkowo soczystego, dojrzałego, słodziutkiego arbuza. Pokroiłyśmy go w ćwiartki, zawinęłyśmy w folię i ciach .... do lodówki. Arbuz miał czekać - na "po kolacji" - w innym wypadku Ntalka najadłaby się arbuzem i z kolacji nici. Wszystko byłoby w pożądku, gdybym nie  pranie. Co ma pranie do arbuza? Otóż weszłam do łazienki na jakieś 3 minuty żeby je włączyć - kiedy to usłyszałam : "łup"po czym szybkie i głośne "tup, tup, tup" z charakterystycznym "człap, człap" - Sara oddalająca się szybko w stronę swojego pokoju :). Odgłosy ucieczki. Wypadłam szybko z łazienki, rzut okiem do kuchni i oto są ślady zbrodni ;) - widoczne już na korytarzu. Arbuz - malowniczo rozbryzgany na całej podłodze - Sara pociągnęła za folię, ta się rozwinęłą i to było to "łup" właśnie. No nic.....poszłam do Sary, zdusiłam złosć i pytam się mojego dziecka: Sara co zrobiłaś? Sara siedząc na łużku z folią w dłoni udaje niewiniątko (lub mnie nie rozumie), biorę ją za rękę i idziemy razem zobaczyć o co tej mamie chodzi. I nagle moja Sarenka na widok rozciapcianego arbuza robi rywkę i mówi :"chces albuz". I oto co czuje mama w takiej sytuacji: o złości przez tą małą chwilkę zdążyłam zapomnieć, potem przelała się przeze mnie fala współczucia (to ta rywka) a na koniec duma wielka !!! POWIEDZIAŁA !!! I chyba po raz pierwszy było jej przykro że narozrabiała (a rozrabia strasznie). Na koniec stwierdziłam, że podłogę i tak miałam umyć - tylko nie mogłam znaleźć motywacji :).
Po czym nastąpiło mycie podłogi, przy okazji Sara: "myjes rącki" (w misce z brudną wodą). Na koniec zjadłyśmy upragnionego arbuza :D ...

1 komentarz: